Obóz
koncentracyjny w Gusen był jedną z filii KL Mauthausen. Z czasem liczba
więźniów była tam jednak większa niż w Mauthausen, dlatego też cały ten
austriacki kompleks przyjęło się nazywać KL Mauthausen-Gusen. Był
to najcięższy obóz pracy na terenach okupowanych przez III Rzeszę. Choć
wydaje się to nieprawdopodobne, tam też odbywały się rozgrywki piłki
nożnej.
KL Mauthausen zlokalizowany w pobliżu
Linzu był pierwszym nazistowskim obozem koncentracyjnym poza granicami
Niemiec. Powstał po Anschlussie Austrii (12 marca 1938 r.) w sierpniu
1938 r. i był wzorowany na modelowym KL Dachau. 9 marca 1940 r. Niemcy
wybrali 480 Polaków zesłanych do Mauthausen, dołączyli niewielką grupę
Niemców oraz Austriaków i pognali wszystkich do odległego o 5 km Gusen.
Więźniowie zaczęli tam budować obóz, który oficjalnie rozpoczął
działalność w 25 maja 1940 r.
Głównie Polacy
KL Gusen sami Niemcy nazywali
„Polenlager”, ponieważ trafiali tam przede wszystkim Polacy.
Nauczyciele, naukowcy, prawnicy, lekarze, dziennikarze, urzędnicy –
wszyscy aresztowani w tzw. „Intelligenzaktion”, której celem była
eksterminacja polskich elit na terenach bezpośrednio wcielonych do III
Rzeszy po wrześniu 1939 r. (Śląsk, Wielkopolska, Pomorze).
Odpowiednikiem „Akcji Inteligencja” na terenach Generalnego
Gubernatorstwa była „Akcja AB” („Nadzwyczajna Akcja Pacyfikacyjna”).
Pod koniec sierpnia 1940 r. było tam już prawie 10 tys. Polaków.
W 1941 r. przywieziono do tego obozu 4 tys. republikańskich żołnierzy
hiszpańskich, internowanych wcześniej we Francji. Od października
1941 r. trafiali tam sowieccy jeńcy wojenni, a potem także obywatele
Jugosławii, Francuzi, Belgowie i Holendrzy. W 1944 r. doszli Węgrzy
i Włosi, którzy z sojuszników Hitlera stali się jego wrogami. Mimo
międzynarodowego charakteru obozu, do samego końca Polacy byli
najliczniejszą grupą więźniów.
Więźniowie KL Gusen pracowali
w kamieniołomach granitowych oraz (od 1943 r.) w podziemnych fabrykach
Messerschmitta i Steyra-Daimlera-Pucha. Niezdolnych do pracy zabijano
zastrzykami w serce bądź wywożono na „zagazowanie” do zamku Hartheim.
W każdej chwili więzień mógł paść ofiarą kapo-sadysty, wystarczającą
przyczyną było np. posiadanie ołówka. Przez Gusen przeszło ok. 77 tys.
więźniów – 34 tys. Polaków, 5,8 tys. Hiszpanów, 16,5 tys. Sowietów,
2 tys. Francuzów, 2,8 tys. Włochów, 1,2 obywateli Jugosławii i 10 tys.
Żydów z całej Europy. W większości byli to przedstawiciele inteligencji.
W lutym 1945 r. liczba więźniów osiągnęła stan najwyższy (ponad
26 tys.). W momencie wyzwolenia przez Amerykanów (5 maja 1945 r.) było
tam 21,3 tys. ludzi, większość na skraju wyczerpania.
Sadysta-miłośnik piłki nożnej
Mimo strasznych warunków bytowych
i wielkiej śmiertelności (średni czas życia więźnia KL Gusen wynosił
2-3 miesiące), odbywały się tam rozgrywki piłki nożnej.
Dla więźnia Gusen zawody sportowe to niecodzienne widowisko i rozrywka, w której mógł uczestniczyć na tych samych prawach co Niemiec, a nawet kapo; rozrywka emocjonująca, zwłaszcza gdy w grę wchodził dodatkowy moment: zawodnik lub zawodnicy byli rodakami, a ich sukcesy nabierały znaczenia symbolicznego – zapowiadały zwycięstwo narodu, do którego należał więzień.
O zorganizowanie obozowej drużyny piłkarskiej w KL Gusen zabiegał Lagerältester
(starszy obozu) Hans Kammerer. Był więźniem politycznym z Bawarii,
psychopatą przysłanym z KL Dachau. Jako przedstawiciel narodu
niemieckiego sprawował władzę nad innymi więźniami, a o jego
sadystycznych praktykach możemy przeczytać we wspomnieniach ocalałych
Polaków:
Łańcuch tragarzy sunie obok. Kamienie stukają. Bryzga błoto. Żywy łańcuch pęka. Metaliczny dźwięk szyny zawieszonej na drągu obwieszcza zbiórkę. W stal bije młotkiem starszy obozowy (Lagerältester) Kammerer. Elegant. Czapka fantazyjnie naciągnięta na kretyńskie czoło. Pasiak skrojony na miarę, ozdobiony emblematem władzy. Na czarnym tle biały napis. Jest rosły, tęgi, muskularny. Na nogach lśniące lakierki. W lewej ręce trzyma bykowiec. Bije z namysłem i rozwagą. Szczyci się swoją siłą. Po każdym uderzeniu wodzi wkoło oczami. Szuka aprobaty u podobnych sobie. Bieda, jeżeli po uderzeniu więzień nie zawyje z bólu lub nie upadnie. Wtedy wpada w szał i bije bez szablonu. Zabija z zimną krwią. Ulubioną jego rozrywką jest wyrywanie zębów więźniom.Przy takiej zabawie siada sobie na krześle. Ofiara stoi przed nim. Na jego polecenie trzyma w zębach ręcznik. Starszy obozowy rozmawia sobie przyjacielsko ze skazańcem i od niechcenia bawi się zwisającym ręcznikiem. Ofiara milczy. Ręcznika nie śmie wypuścić z ust. Nagle rzeźnik Kammerer szarpie gwałtownie ręcznikiem. Ten wypada. Zęby wypadają też wraz z kawałkami poszarpanych dziąseł. Oprawca śmieje się. Ofiara wyje z bólu i dusi się własną krwią.W taki sposób wyrwał zęby warszawskiemu architektowi, Żydowi Feferowi. Zamiast ręcznika musiał trzymać w zębach gumowy pas. Po czterech dniach chorego Fefera zabił Bawarczyk Hans Kammerer drewnianym kołkiem i kopnięciami w brzuch, koło 16 bloku – wspominał Anielin Fabera, który przeżył pięć lat w różnych obozach (relacja dostępna na stronie: www.gusen.org.pl).
Kammerer (po wojnie skazany w RFN
na dożywocie, udowodniono mu 96 morderstw) był panem życia i śmierci
podlegających mu więźniów. Prawie 100-kilogramowy osiłek lubił piłkę
nożną, więc postanowił zorganizować drużynę. Oczywiście on miał być jej
kapitanem i liderem. Do swojego pomysłu namówił innych uprzywilejowanych
więźniów niemieckich – Rudolfa Meixnera, Ernsta Hallena i Franza
Lonhardta. Trzeba było jednak jeszcze uzyskać zgodę komendantury obozu. Hauptscharführer SS (sierżant sztabowy) Franz Gottfried Schultz, wówczas Arbeitdienstführer
(kierownik obozowej służby pracy) KL Gusen przed wojną był piłkarzem FC
Nürnberg. Nie dziwi więc, że był bardzo przychylny zorganizowaniu
rozgrywek piłkarskich.
W podawanym za wzór KL Dachau można było
grać w piłkę, dlatego też komendant Gusen Karl Chmielewski
nie sprzeciwiał się, jednak wśród osadzonych Niemców i Austriaków
tylko Hans Brzezinski miał doświadczenie piłkarskie, reszta grywała
w piłkę rekreacyjnie, ewentualnie miała za sobą występy w szkolnych
drużynach. Ostatecznie udało się zebrać skład złożony z samych więźniów
kryminalnych, mających uprzywilejowaną pozycję w obozie. Mogli się
w miarę normalnie odżywiać, więc mieli siły na grę.
Drużyna Polaków
Trzeba było znaleźć przeciwnika, a wśród
więźniów niemieckich byłoby bardzo trudno zebrać drugą jedenastkę.
Rudolf Meixner zwrócił się więc do Polaków: Stanisława Nogaja i Edwarda
Szyca, którzy pracowali w kancelarii obozowej i świetnie mówili
po niemiecku. Stanisław Nogaj (1897-1971) pochodził z Poznania, brał
udział w Powstaniu Wielkopolskim, a po wojnie był działaczem KS „Unia”
Poznań. Potem przeniósł się do Katowic, gdzie przed II wojną światową
pracował jako dziennikarz sportowy. Znał śląskich sportowców i szybko
dotarł do Karola Cofały, byłego zawodnika KS „22” Dąbrówka Mała (obecnie
dzielnica Katowic) oraz drużyny sportowej Oddziałów Młodzieży
Powstańczej Katowice-Dąbrówka.
By sformować drużynę – pisze Karol Cofała – udaliśmy się na poszczególne bloki i przemawialiśmy do kolegów, ażeby na ochotnika zgłosili się do polskiej drużyny. Wszędzie jednak napotykaliśmy opór. Mało było takich, którzy rozumieli korzyści, jakie przez piłkę nożną można będzie osiągnąć. Nawet ci, którzy się pierwotnie zgodzili, uważali, że się poświęcają dla dobra sprawy.
Udało się ostatecznie namówić
kilkanaście osób, które miały mniejsze bądź większe doświadczenie
piłkarskie. Do obozowej „kadry” Polski dołączono także dwóch bokserów –
Jana Biangę i Franciszka Zielińskiego. Większość z „powołanych”
pracowała w kamieniołomach lub innych ciężkich komandach. Tym trzeba
tłumaczyć ich niechęć – zwyczajnie nie mieli siły na grę. Rozpoczęły się
przygotowania do pierwszego meczu. Piłkę uszył ze skór
„zorganizowanych” w warsztatach szewskich Stanisław Nawrocki, rymarz
z Koronowa. Udało się także skompletować dla polskiej drużyny w miarę
podobne białe koszule i kalesony, które piłkarze sobie podwijali
pod kolana lub obcinali. Niemcy mieli stroje niewiele lepsze, jedynie
zamiast zwykłych skarpetek dostali podkolanówki.
Pierwszy mecz
Do historycznego spotkania w KL Gusen
doszło 8 września 1940 r. Polacy wystąpili jako Polnische
Blockschreiber und Abkommandierte Haftlinge. Ich niemieccy rywale
nazywali się Deutsche Lager-Block-Stubenalester und Kapos. Składy drużyn
były następujące:
NIEMCY:
Ernst Hallen (bramka) – Hans Kammerer,
Alfons Gruber (obrona) – Erich Timm, Peter Keilhauer, Joseph Warzecha
(pomoc) – Rudolf Meixner, Helmuth Becker, Hans Brzezinski, Emil
Lipinski, Walter Junge (atak).
POLSKA:
Władysław Cebulski (bramka, kapitan
drużyny) – Kazimierz Sozański, Willy Słowiaczek (obrona) – Jan
Sylwestrowicz, Jan Grzbiela, Karol Cofała (pomoc) – Antoni Komorowski,
Franciszek Golec, Stanisław Sielski, Jan Buliński, Józef Kowalik (atak).
Obie drużyny zagrały w powszechnie wówczas stosowanym systemie 1-2-3-5.
Polacy grali ambitnie. W pierwszej
połowie gry bronili się dzielnie – wynik 1:1 zapowiadał nawet ewentualne
zwycięstwo polskiej drużyny. Duża w tym była zasługa bramkarza,
Władysława Cebulskiego. Na pomyślnym wyniku dla Polaków zaważyła też
postawa sędziego, Franza Cihala, Austriaka sympatyzującego z Polakami,
który ostro interweniował we wszystkich przypadkach niesportowego
zachowania się Niemców. W drugiej połowie meczu Polacy nie wytrzymali
tempa narzuconego przez silniejszych Niemców. Pod koniec meczu byli
kompletnie wyczerpani. Dr Sylwestrowicz w czasie meczu zaniemógł
i został przeniesiony do obozowego rewiru, jego miejsce zajął Jan
Bianga. Wynik 9:2 świadczył o wielkiej przewadze.
Według relacji kilku świadków, Niemcy
grali brutalnie, Polacy z kolei w obawie przed represjami bali się
ostrzej atakować. W zespole „gospodarzy” grali głównie kapo, na co dzień
władcy życia polskich więźniów. Z dobrej strony dał się zapamiętać
sędzia Franz Cihal, który powstrzymywał brutalne ataki Niemców Zresztą
nawet sam Hans Kammerer prosił przed meczem Polaków, żeby go
nie oszczędzali i traktowali jak każdego innego przeciwnika. Był w tym
wypadku szczery – w jednej z akcji Franciszek Golec niechcący kopnął
w kostkę Kammerera, który kulejąc zszedł z boiska. Polscy widzowie
zamarli, jednak Kammerer z uśmiechem wrócił na plac gry i podał rękę
Golcowi. Piłka nożna choć na chwilę zmieniła psychopatę w gentlemana
stosującego się do zasady fair play. Polacy przegrali wysoko,
ale udział w meczu dał im wiele korzyści – przeciwnicy wyciągnęli ich
z komand pracujących w kamieniołomach, gdzie prędzej czy później czekała
na nich śmierć z wyczerpania. Zyskali lżejszą pracę i łatwiejszy dostęp
do pożywienia. Wszystko po to, aby mieli siły grać.
Drugi mecz nasi rodacy też przegrali,
więc nieformalny trener Stanisław Nogaj postanowił poszukać „wzmocnień”.
Do składu doszli Hubert Skolik (były piłkarz Orła Brzeziny Śląskie
i AKS Chorzów, poza tym świetny biegacz średniodystansowy) i Kazimierz
Szymański (przed wojną zaliczył ponad 300 meczów w OKS Ostrów
Wielkopolski i KS Kolejowego Przysposobienia
Wojskowego). “Transfery” dały efekt, bo w trzecim meczu Polacy wreszcie
wygrali. W kilku następnych też byli górą, niekiedy zwyciężali bardzo
wysoko. Niemcy także rozglądali się za kolejnymi zawodnikami, do zespołu
włączyli kilku więźniów z Czech. Regularne mecze (grano niemal w każdą
niedzielę) w „sezonie” 1940/1941 sprawiły, że poziom obu drużyn znacznie
się podniósł. Polacy mieli też coraz lepszy sprzęt do gry – buty, białe
koszulki z dużą literą P i pofarbowane na czerwono spodenki. Mogli choć
przez chwilę poczuć się namiastką piłkarskiej reprezentacji Polski
w piekle obozu koncentracyjnego. Kibicowały im tłumy wynędzniałych
polskich więźniów.
Niewątpliwie gra w piłkę nożną walnie
przyczyniła się do podtrzymania ducha w więźniach. Najbardziej załamani
na widok polskiego zwycięstwa sportowego dumnie podnosili głowy,
ożywiali się do walki i wytrwania.
Do gry wchodzi Hiszpania
W lutym 1941 r. do KL Gusen trafiło
1,8 tys. więźniów z Hiszpanii, do końca roku uzbierało się ich już tam
prawie 4 tys. Byli to dawni żołnierze republikańscy,
którzy po przegranej wojnie z gen. Francisco Franco trafili do obozów
jenieckich we Francji. Po klęsce Francuzów z Hitlerem, Niemcy tychże
Hiszpanów skierowali właśnie do Gusen. Mogła więc powstać drużyna
hiszpańska, ponieważ wśród nich byli dawni piłkarze. Trzecią drużynę
narodową w obozie skompletował pracujący w kancelarii obozowej Amadeo
Vandrelle Cinca. Zebrał następujący skład:
Ambroz (bramka) – Rastello, Rufino,
Ferrerez, Joaquin Calpe (obrona) – Francisco Lopez, Perez, Severino,
Rachalez, Jose Traverija Tresangel, Marino (pomoc) – Antonio Fradera,
Francisco Hernandez Gonzalez, Jose Manuel Cuartielca, Ventura Gibal
(atak).
Podobnie jak w przypadku Polaków,
obecność w drużynie hiszpańskiej była dla jej zawodników szansą
na przetrwanie obozu. Niemcy zapewnili im lepszą pracę i większe
przydziały żywności.
Powstała namiastka ligi z następującym niedzielnym terminarzem:
- Polacy – Hiszpanie,
- Polacy – Niemcy,
- Niemcy – Hiszpanie.
Grano w tym systemie regularnie do końca
1941 r. Mimo tragicznych wydarzeń, które codziennie miały miejsce
w obozie, niedzielne mecze cieszyły się wielkim powodzeniem. Niekiedy
przychodził popatrzeć na grę komendant obozu Karl Chmielewski. Nawet
muzułmanie (tak w obozowej gwarze nazywano najbardziej zagłodzonych
więźniów, znajdujących się na skraju śmierci z głodu i wyczerpania)
masowo wylegali na plac apelowy i choć przez chwilę wychodzili
z otępienia. Zwłaszcza, że Niemcy najczęściej przegrywali – zarówno
z Polakami, jak i z Hiszpanami. W drugiej połowie 1941 r. zaczęła się
rozsypywać drużyna niemiecka. Jej inicjator Hans Kammerer został
przeniesiony do Mauthausen, stanowisko zmienił także Rudolf Meixner.
Poza tym dała znać o sobie zwykła zawiść – najlepszy Hans Brzezinski
irytował pozostałych, więc „załatwiono” mu przeniesienie do innego
obozu.
Ciężar organizacji rozgrywek piłkarskich
przejął na siebie Stanisław Nogaj i jego polscy współpracownicy. Uważał
za bardzo ważne, aby kontynuować tę formę rozrywki dla więźniów
po przygnębiających wydarzeniach pierwszej połowy 1942 r. („zimne
kąpiele” w styczniu, z których po każdej umierało kilkudziesięciu
więźniów, masowe wywózki inwalidów do komór gazowych w zamku Hartheim
w lutym oraz epidemia tyfusu w lutym i marcu). Do gry wrócono
w niedzielę wielkanocną 19 kwietnia 1942 r. Odbył się wtedy mecz
Polska-Hiszpania. Skład polskiej drużyny był następujący:
Władysław Cebulski (bramka) – Kazimierz
Sozański, Willy Słowiaczek (obrona) – Antoni Komorowski, Franciszek
Zieliński, Karol Cofała (pomoc) – Czesław Krauze, Czesław Cichocki, Jan
Markuszewski, Kazimierz Szymański, Wacław Kanarek (atak). W porównaniu
do pierwszego meczu z 8 września 1940 r. pojawiło się pięciu nowych
zawodników: Krauze, Cichocki, Markuszewski, Szymański, Kanarek.
Relacja z tego meczu została
zamieszczona w prowizorycznej gazetce obozowej. Napisał ją Adolph Jahnke
(podpisany AJA), nowy pisarz obozowy. W artykule „Fussballbetrachtung
zum Länderkampf” wyrażał się z uznaniem o grze Polaków, imiennie
wyróżnił bramkarza Cebulskiego i napastnika Kanarka. Było to tym
bardziej zaskakujące, że znany był ze swej codziennej nienawiści
do tej nacji. Do gry wrócili też „gospodarze”, więc w kolejne niedziele
odbywały się mecze Niemcy-Hiszpanie oraz Polacy-Niemcy. W rozgrywkach
1942 r. najlepsi okazali się Polacy, za co dostali puchar. Miało
to wspaniały wpływ na morale polskich więźniów. Niemcy obiecywali
odegrać się w następnym roku.
Podziemne fabryki
Rok 1943 przyniósł jednak duże zmiany.
Po bitwie pod Stalingradem szczęście wojenne opuściło Niemców i przeszli
do defensywy. W sierpniu wskutek akcji „Double Strike” alianckie
lotnictwo zbombardowało i zniszczyło fabrykę samolotów Messerschmitta
w Ratyzbonie. Hitler zdał sobie sprawę, że produkcję trzeba przenieść
do podziemi. W Gusen zaczęto drążyć tunele, w których więźniowie
pracowali przy produkcji podzespołów do samolotów. Rozpoczął się okres
niezwykle wyczerpującej pracy na trzy zmiany, było więc coraz trudniej
organizować mecze. Nie pomagały też coraz częstsze alarmy lotnicze,
ponieważ Luftwaffe ustępowała aliantom w przestworzach.
Występująca w 1943 r. drużyna Polska
miał już nieco zmieniony skład. Z transportów z czerwca i sierpnia
1942 r. z Oświęcimia Karol Cofała „wyłowił” kolejnych piłkarzy: Albina
Harlendera (Garbarnia Kraków), Jana Adamczyka (Cracovia), Eugeniusza
Oleksika (Wisła Kraków), Henryka Siejkowskiego (Widzew Łódź), Jana
Sautera (TUR Pabianice) i Jana Szweda (YMCA Łódź). W jednym
z transportów z 1943 r. był jeszcze Leon Skąpski z KS HCL Poznań. Tym
samym Polacy doszli do stanu, w którym mogli skompletować dwie
wartościowe jedenastki. Niemcy nie mogli przeżyć częstych porażek
i znowu przeorganizowali swój zespół. Oprócz Czechów wciągnęli do siebie
najlepszych Hiszpanów i zbierającego świetne recenzje polskiego
bramkarza Władysława Cebulskiego. Drużynę nazwali „Union” i nie miała
ona już charakteru narodowego. Było więc w sumie cztery drużyny – Union,
Hiszpanie i dwie polskie.
Składy polskich drużyn były następujące:
I DRUŻYNA:
Czesław Szmytka (bramka) – Willy
Słowiaczek, Albin Harlender, Kazimierz Szymański (obrona) – Jan
Adamczyk, Jan Usielski, Kazimierz Sozański, Antoni Komorowski (pomoc) –
Wacław Kanarek, Eugeniusz Oleksik, Henryk Siejkowski (atak). Występowało
w niej jeszcze kilku innych zawodników, lecz ich nazwiska nie zachowały
się.
II DRUŻYNA:
Jan Żuraszek (bramka) – Jan Buliński,
Henryk Rychtelski, Jan Grzbiela (obrona) – Stanisław Nogaj, Jan
Matczyński, Józef Szczepański, Tadeusz Kulisa (pomoc) – Franciszek
Zieliński, Jan Sauter, Karol Cofała (atak). Rezerwowymi byli Czesław
Cichocki i Czesław Błaźniak.
Starano się unikać meczów między
drużynami polskimi, grały one na przemian z Hiszpanami bądź Unionem.
Mistrzostw analogicznych do tych z 1942 r. nie dało się już rozegrać,
zorganizowano więc „mecz o puchar”. Zmierzyli się w nim Polacy
i Hiszpanie.
Mecz odbył się z wielką pompą, z przemówieniami przed rozpoczęciem go i z wręczeniem „pucharu” po rozgrywce. Wygrali Polacy. Nagrodą była rzeźba przedstawiająca bramkę i piłkarza strzelającego gola. Wykonali ją w drewnie Leopold Nykel i Marian Gutowski. Wręczono ją kapitanowi drużyny polskiej, ale ustawiono w kancelarii obozowej. Miał się nią opiekować I lagerschreiber, Adolph Jahnke. Jej losy są nieznane. Spotkania te oglądało nawet kilka tysięcy osób, byli to przedstawiciele wszystkich narodowości więzionych w Gusen. Dopingowali prominenci i muzułmani
– jak wspominał Stanisław Grzesiuk w swojej książce „Pięć lat kacetu”.
Poza pucharem i satysfakcją, najcenniejszą nagrodą dla piłkarzy było
dodatkowe jedzenie. Zwycięskiej drużynie przydzielano25-litrowy kocioł zupy z kuchni esesmańskiej, przegrani mogli liczyć na 25 litrów zupy z kuchni obozowej.
Koniec wojny
Wiosną 1944 r. służący za boisko plac
apelowy został zabudowany częściowo barakami A, B, C i D, nie było
więc już możliwości rozgrywania meczów w pełnej obsadzie. Kilku polskich
zawodników zostało zwolnionych z obozu (np. Willy Słowiaczek, Karol
Cofała), do tego wspierający rozgrywki Scharführer SS Franz
Gottfried Schultz został przeniesiony do nowo powstałego KL Gusen II.
Dopiero pod koniec lata 1944 r. znowu grano mecze drużyn 7-8-osobowych.
W zespołach polskim, hiszpańskim i niemieckim występowali głównie
zawodnicy z poprzednich lat. Niemcy zebrali się tylko raz lub dwa,
najczęściej grali Polacy z Hiszpanami.
Zainteresowanie rozgrywkami było już
dużo mniejsze. Klęska wojenna III Rzeszy zbliżała się wielkimi krokami,
więc Niemcy mieli większe zmartwienia niż obozowe spotkania piłkarskie.
Pozostałe narody czekały niecierpliwie na wyzwolenie, a to przedłużające
się oczekiwanie było powodem wielkiej frustracji. Wzrósł też rygor,
Niemcy starali się zmusić więźniów do jak największego wysiłku przy
produkcji broni i podzespołów samolotowych – liczyli wciąż na odwrócenie
losów wojny. Ostatnie mecze rozegrano w lutym i marcu 1945 r. na dwa
miesiące przed wyzwoleniem (co nastąpiło 5 maja 1945 r.).
Chociaż na placach apelowych innych hitlerowskich obozów polskie drużyny piłkarskie również rozgrywały mecze ze współwięźniami innych narodowości, żadna z nich nie odegrała tak ważnej roli jak drużyna gusenowska. Najcięższy, przepełniony Polakami, przeważnie inteligencją, obóz koncentracyjny zawdzięczał tej drużynie przez wiele niedziel, a przez pewien czas także sobót, rozrywkę, na którą wielu więźniów czekało jak na szczególnie miłe wydarzenia z pozaobozowego świata. Jednocześnie godziny przeznaczone na mecze były godzinami spokoju w obozie, wolnymi od napięć, powodowanych reżimem obozowym i terrorem, stosowanym przez zdemoralizowaną część niemieckich funkcyjnych, w czasie meczów pochłoniętych grą lub obserwowaniem przebiegu zawodów. Dla tych więźniów, którzy meczów nie oglądali, były to godziny niemal pełnej swobody, odwiedzin i rozmów niczym nie krępowanych. Dlatego mecze piłkarskie w Gusen są wspominane przez byłych więźniów z dużym sentymentem, a nazwiska piłkarzy polskich głęboko wryły się w ich pamięć.